• TECHNOFOBIA
  • Posts
  • Europejski Enron | TECHNOFOBIA | Newsletter Artura Kurasińskiego

Europejski Enron | TECHNOFOBIA | Newsletter Artura Kurasińskiego

Wirecard, niegdyś czołowy niemiecki startup technologiczny. Dziś, mało kto już o nim pamięta, lecz jego historia jest uznawana za jeden z największych przekrętów w historii.

Jeszcze przed 5 laty Wirecard był pokazywany jako przykład sukcesu niemieckiej branży technologicznej. Firma zajęła miejsce wśród 30 najlepszych przedsiębiorstw notowanych na niemieckiej giełdzie (DAX). Forbes umieścił ich nawet na liście 100 najbardziej innowacyjnych. Startup szczycił się swoją innowacyjnością, a ich materiały promocyjne były pełne buzzwordów takich jak „reimagining", „reinventing" i „innovation”. Wszystko po to, by podkreślić ich wyjątkowość i postępowe myślenie.

Jednak w wyniku szokującego obrotu wydarzeń, cena akcji Wirecard spadła ze 100 euro do mniej niż dwóch euro w ciągu zaledwie dziewięciu dni. Firma znalazła się u progu niewypłacalności i była winna wierzycielom oszałamiającą kwotę 4 miliardów dolarów. 

Co było przyczyną tej katastrofy? Masowe oszustwo obejmujące 2 miliardy dolarów, czyli równowartość całego zysku operacyjnego firmy.

Oszustwo były starannie ukrywane przed instytucjami finansowymi i regulacyjnymi, audytorami i rządem. Ich historia jest pełna skomplikowanych szwindli: manipulacji księgowych i cyberataków na dziennikarzy, a także wiąże się z aresztowanym byłym dyrektorem generalnym i zaginionym członkiem zarządu. 

Wirecard powstał w 1999 roku na przedmieściach Monachium. Firma oferowała usługi płatnicze w Internecie, pośrednicząc w transakcjach internetowych między konsumentami a producentami. Dzięki rosnącej popularności na ecommerce Wirecard szybko się rozwinął, a cena jego akcji wzrosła dziesięciokrotnie w ciągu zaledwie pięciu lat. 

Marcus Braun, ówczesny prezes firmy, stał się miliarderem, posiadając 7% akcji. Do 2005 roku Wirecard zarządzał płatnościami w grach hazardowych online i treściach dla dorosłych. Choć początki były nieco mroczne, firma rozwijała się dzięki przejęciom kolejnych spółek. Aż w końcu wkroczyła do sektora bankowego, a nawet zaczęła wydawać własne karty kredytowe.

Marcus Braun, który objął kierownictwo w 2002 roku, miał wielkie globalne plany wobec Wirecard. Podczas świątecznego przyjęcia w 2009 ogłosił, że język angielski stanie się oficjalnym językiem komunikacji w firmie, co miało pokazać międzynarodowe ambicje Wirecard. 

Decyzja wywołała mieszane emocje, ponieważ tylko połowa pracowników mówiła wtedy po angielsku, przez co wielu nie było nawet w stanie zrozumieć komunikatu Brauna.

W miarę jak sukces Wirecard rósł, status miliardera Brauna stawał się coraz bardziej widoczny. Przyjął on wizerunek lidera technologii, a wzmacniał go, zakładając kultowy czarny golf i przemawiając na konferencjach technologicznych.

Przedstawiano go jako wizjoner technologii, natomiast w rzeczywistości był oderwany od działań firmy. Pracował na piętrze dostępnym tylko dla dyrektorów. Wychodząc z biura, od razu zjeżdżał do garażu, gdzie czekał na niego szofer w Mercedesie, który odwoził go prosto do domu.

Do 2015 roku Wirecard był właścicielem banku w Monachium i obsługiwał miliony transakcji przez internetowe karty kredytowe. 

Braun stał się twarzą firmy, wchodząc w interakcje z inwestorami, podczas gdy jego protegowany, Jan Marsalek, podróżował po świecie, zamykając transakcje biznesowe.

Wielu uważało Brauna za niemiecką fintechową wersję Steve'a Jobsa, chwaląc go za „innowacyjnego ducha Wirecard" i „umysł mistrza".

Jednak nie wszyscy podzielali te fascynacje. Toby Clothier, szef zespołu ds. strategii bezpieczeństwa MirrorBoard zauważył fiksację Brauna na pewnych buzzwordach, takich jak „silny", „uczenie maszynowe" i „ekosystem". Zdaniem Clothiera, język Brauna to zwykły bełkot i w żadnych wypadku nie czyni go wizjonerem, za jakiego się podaje.

Sukces zbliżał się ku końcowi, niebezpiecznie uchylając szczegóły oszustwa, który się za nim krył. Braun twierdził, że firma wykorzystuje najnowocześniejszą sztuczną inteligencję do przetwarzania i analizowania danych w swoich systemach. Financial Times donosił jednak, że pracownicy Wirecard w rzeczywistości używali excela do zarządzania informacjami. 

Henrik Lieber, który podobnie jak Clothier był sceptykiem sukcesu niemieckiej spółki, spotkał Brauna na imprezie Goldman Sachs i zapytał o strategię oraz technologię firmy. Odpowiedź, którą otrzymał była dla niego zupełnie niezrozumiała, prostacka. Uznał to za znak i w zaledwie kilka tygodni po spotkaniu, fundusz Liebera sprzedał wszystkie swoje akcje Wirecard.

Braun był znany z tego, że często przypominał innym o swojej władzy, wynikającej z 7% udziałów w firmie. Zwykł sprawdzać w swoim telefonie kurs akcji Wirecard, a w razie jego spadku krytykować kierownictwo, żądając naprawy sytuacji. Zaciągał nawet duże pożyczki, wykorzystując swoje 7% udziałów jako zabezpieczenie. Więc gdy w kwietniu 2020 roku, KPMG opublikowało kompromitujący raport na temat finansów Wirecard, Braun wpadł w szał i zaprzeczał wszystkiemu.

CO SIĘ STAŁO?

Wirecard był pod ciągłą lupą Financial Times, którzy, jak się później okazało, prześwietlali i krytykowali ruchy firmy.

Ze względu na rosnące kontrowersje, pierwsza większa kontrola niemieckiego startupu miała miejsce już w 2008 roku. Audytorzy finansowi z Ernst & Young mieli sprawdzić ich bilans. Co ciekawe, dwie osoby, które poinformowały o nieprawidłowościach, były wezwane na przesłuchanie przez niemieckie władze za nieujawnione pozycje w akcjach. Oskarżono ich o promowanie negatywnych opinii o Wirecard, by później móc wykorzystać spadającą cenę akcji i osiągnąć zyski. Startup dowodził, że ta sama metoda działania miała miejsce w przypadku dziennikarzy śledczych z Financial Times.

W miarę jak rosły akcje Wirecard, rosła też lista pytań kwestionujących działania firmy. Pojawiły się doniesienia o nieprawidłowościach finansowych, a także zarzuty, że działalność firmy była znacznie mniejsza, niż wynikało to z dokumentów. Również wyniki przedsiębiorstwa wzbudzały dyskusje. Co było szczególnie zastanawiające – niezależnie od sytuacji gospodarczej, zawsze radzili sobie ponadprzeciętnie.

W 2015 w bilansie firmy odkryto, że brakuje 250 milionów euro, co stanowiło równowartość trzech lat zysków. Niemieccy właściciele określili to jako propagandę, a analitycy się z tym zgodzili.

Rok później pojawiły się kolejne wątpliwości. Startup miał prać brudne pieniądze. Oczywiście wszystkiemu zaprzeczono, co doprowadziło do dochodzenia zarówno przez niemiecki nadzór finansowy, jak i prywatne agencje. W ciągu następnych kilku lat pojawiła się dziwna prawidłowość – dziennikarze i sprzedawcy, którzy negatywnie wypowiadali się o działalności Wirecard, zaczęli otrzymywać e-maile phishingowe. Wszystko po to, by zainfekować ich komputery i zdyskredytować krytyków. Ostatecznie nie udowodniono, że to Wirecard był odpowiedzialny za te ataki.

W 2018 roku Wirecard wszedł do DAX 30, przez co jego akcje stały się częścią wielu niemieckich funduszy emerytalnych. Byli partnerem sklepów ALDI czy Lidla i prawie stu linii lotniczych. W szczytowym momencie firma była warta 28 mld dolarów. 

Kłopoty zaczęły się nawarstwiać w 2019 roku, wraz z postępującym wewnętrznym dochodzeniem w biurze Wirecard w Singapurze. Pieniądze zostały rzekomo wysłane do Indii i z powrotem, aby zawyżyć liczby transakcji i stworzyć iluzję większej aktywności biznesowej.

Aby przetwarzać płatności w krajach, w których Wirecard nie posiadał licencji, korzystali z firm zewnętrznych w Singapurze, Dubaju, a przede wszystkim na Filipinach. Co ciekawe, filipińskie biuro było współdzielone z firmą autobusową. Te zagraniczne firmy przetwarzały płatności dla Wirecard, a Wirecard otrzymywał za to prowizję. Ta układanka odpowiadała za prawie cały zysk Wirecard – 1,9 mld euro.

Śledczy odkryli, że do monachijskiego banku Wirecard nie wpływały żadne pieniądze, ale Wirecard tłumaczył to tym, że konta były prowadzone w dwóch bankach na Filipinach. Kiedy śledczy odwiedzili firmę partnerską Wirecard na Filipinach, zastali tam emeryta i jego rodzinę, którzy byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, że ich dom jest rzekomo oddziałem międzynarodowej firmy.

Reakcja startupu była natychmiastowa. Pozwał Financial Times za „nadużycie tajemnicy handlowej". Miesiąc później, w dziwnych okolicznościach SoftBank zainwestował w Wirecard dodatkowe 900 milionów euro. Jednak rosnąca presja inwestorów zmusiła firmę do kolejnego audytu, tym razem przeprowadzonego przez KPMG. Mieli nadzieje, że to oczyści ich z „bezpodstawnych” zarzutów.

Początkiem 2020 roku, KPMG poinformowało, że nie może zweryfikować ogromnej części zysków za poprzednie dwa lata.

Prezes Wirecard, Marcus Braun, stanowczo zaprzeczył wszelkim zarzutom. Na początku czerwca niemiecka policja zrobiła nalot na siedzibę firmy w Monachium. Dyrektorzy startupu od zawsze twierdzili, że spółka wykorzystuje strony trzecie, które z kolei zapewniają jej prowizję, stanowiącą 2 miliardy dolarów i większość zysków. Okazało się, że to fikcja.

Rzekome 2 miliardy dolarów nie znajdowały się na Filipinach. Banki, które rzekomo przechowywały pieniądze, poinformowały śledczych, że nie mają pojęcia, o czym mówi Wirecard. Te pieniądze po prostu nie istniały. Żadne z brakujących 2,1 miliarda dolarów nigdy nie trafiło na Filipiny, a sam Wirecard ostatecznie przyznał, że fundusze prawdopodobnie nigdy nie istniały.

W następnym tygodniu Marcus Braun złożył rezygnację, a wkrótce został aresztowany. Skandal pogłębił się, stając się nie tylko sprawą brakujących pieniędzy, ale także śledztwem kryminalnym na tyle poważnym, że prokuratorzy postanowili aresztować i zatrzymać byłego prezesa firmy. 

Upadek Wirecard miał szerokie reperkusje – niemieccy emeryci stracili pieniądze, a inne firmy płatnicze należące do Wirecard znalazły się w rozsypce. Firma Pocket musiała zamrozić środki dla swoich brytyjskich klientów, przez co niektórzy z nich byli zagrożeni utratą dostępu do podstawowych mediów, takich jak ciepła woda i gaz.

Jednak to nie Braun jest najciekawszą postacią w układance Wirecarda, a właśnie wspomniany wcześniej Jan Marsalek, COO firmy, człowiek od zadań specjalnych i utalentowany haker. Został zatrudniony w 2000 roku. Według raportów to on stał za wszystkimi oszustwami finansowymi, a podwładni, którzy dopuszczali się nielegalnych działań, działali na jego zlecenie. Zresztą sam Marsalek stał za łapówkami, organizował dziwne przepływy pieniężne i kupował nieistniejące firmy. Wszystko po to, by prać brudne pieniądze. Na dodatek miał mocne powiązania z agencjami wywiadowczymi – zarówno austriackimi, niemieckimi, a przede wszystkim rosyjskimi. Jak się okazało, ściśle z nimi współpracował, zaś po wybuchu afery ulotnił się. Prawdopodobnie wyjechał do Rosji, gdzie aktualnie się ukrywa.

Saga Wirecard rodzi pytania o skuteczność organów regulacyjnych, audytorów, agencji ratingowych i strażników finansowych, którzy nie zdołali zapobiec temu, co działo się tuż pod ich nosem. Część osób twierdzi, że doszło do masowej korupcji, która pozwoliła na kontynuowanie tego procederu przez ponad dekadę.

Kiedy Financial Times zaczął informować o nieprawidłowościach w księgowości, Wirecard i niemiecki organ regulacyjny zaprotestowali, decydując się na wszczęcie śledztwa przeciwko dziennikarzom. Doprowadziło to do poważnej dyskusji w Niemczech na temat tego, czy wszyscy nie byli zbyt pobłażliwi dla firmy. Wydaje się, że ani regulatorzy, ani analitycy nie zbadali wystarczająco dokładnie działań firmy. W pewnym momencie znany niemiecki analityk bankowy określił nawet doniesienia Financial Times jako „fake news".

Afera doprowadziła do zwolnień wielu niemieckich urzędników, w tym Felixa Hufelda, szefa BaFin, szefa niemieckiego regulatora audytu i kilku czołowych analityków Wirecard w innych europejskich bankach. Niemieckie śledztwo przeprowadziło setki przesłuchań świadków i przejrzało prawie czterysta tysięcy stron dokumentów, dochodząc do wniosku, że jest to największy skandal finansowy w historii Republiki Federalnej Niemiec, oraz że organy nie są w żaden sposób przygotowane do ery Internetu.

Rozprawa nadal trwa, natomiast Wirecard zapisze się zarówno na niemieckich, jak i europejskich kartach historii jako jedna z największych afer finansowych. 

Maciej Marek

Główne źródła:LINK 1LINK 2LINK 3

🛒 Spotkanie Liderów E-commerce w Krakowie

💼 BaseLinker EXPO: Spotkanie Liderów E-commerce w Krakowie 📈

📅 10 maja | Kraków

🎟️ Skorzystaj z 15% zniżki, używając kodu: Kurasinski

Przyłącz się do wyjątkowego wydarzenia, które zgromadzi liderów e-commerce z Europy Środkowo-Wschodniej.

17 prelekcji, panel dyskusyjny, Gala nagród BaseLinker, premiera BaseLinker Index, przedstawiciele największych marketplace, strefa networkingowa i wiele więcej.

Poznaj najnowsze trendy, rozwijaj swoje kontakty biznesowe i dowiedz się, jak przyspieszyć rozwój swojego biznesu w e-commerce.

📰 Newsy Warte Twojej Uwagi

Meta wprowadzi Agentów AIMeta bada, jak wprowadzić agentów AI do czatu, narzędzi do tworzenia wizualizacji, czy narzędzi video. Chcą opracować narzędzia, które będą wartościowe dla wszystkich. Prace nad agentami AI mają rozszerzyć się na projekt metaverse. Meta twierdzi, że nie jest daleko w tyle na tle konkurencji i mają wydać produkty wokół Generatywnej AI w najbliższych miesiącach.LINK

Dysfunkcja organizacyjna i brak ambicji w zespole Siri uniemożliwiły Apple ulepszenie tej technologii. Siri jest podobno zbudowana na nieporęcznej bazie danych, która utrudnia inżynierom jej aktualizację. Zespół pracujący nad goglami AR/VR rozważał zmianę metody sterowania okularami ze względu na frustracje związane z Siri. Pracownicy są sceptyczni, że firmie uda się opracować kolejne produkty opartye na LLM.LINK

Telefon od Lenovo i MotoroliLenovo ThinkPhone by Motorola jest już dostępny w USA. Telefon oferuje sporo opcji zwiększających produktywność. Urządzenie jest przystosowane do współpracy z laptopami ThinkPad od Lenovo. Na jego boku znajduje się czerwony klawisz, który można odpowiednio dostosować do funkcji i aplikacji. Telefon jest dostępny na stronie Motoroli w cenie 699 dolarów. LINK

Nowy rywal Twittera - poznaj BlueskyBluesky, zdecentralizowana platforma mediów społecznościowych wspierana przez Jacka Dorseya, zyskuje na popularności, szczególnie na Twitterze. Aplikacja ma tylko podstawowe funkcje. Użytkownicy mogą tworzyć 300-znakowe posty i publikować nieruchome obrazy, ale nie mogą wysyłać do siebie wiadomości prywatnych i nie ma funkcji wideo lub GIF-ów. Posty pokazują się chronologicznie. Dodatkowo jest zakładka "What's Hot", gdzie użytkownik może podglądnąć popularne posty na platformie od wszystkich użytkowników. Można się tam dostać tylko przez zaproszenie.LINK